4 lutego 2020

116. Colleen Hoover „Maybe Now. Maybe Not”

(...) Ale to, czy będziemy pewni siebie, czy zahukani, zależy w dużej mierze od tego, które chwile z naszej przeszłości wybierzemy i się na nich skupimy. Wracasz obsesyjnie do tych najbardziej gównianych, a powinnaś pamiętać o najlepszych.


 Autor: Colleen Hoover
Tytuł: „Maybe Now. Maybe Not
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 464
Data wydania: 15.01.2019 r
Moja ocena: 5/10


Opis: [Maybe Now] „Ridge najchętniej nie rozstawałby się z Sydney, jednak musi pomóc swojej byłej, z którą się przyjaźni. Po rozstaniu z nim Maggie postanowiła żyć pełnią życia i zrobić to wszystko, na co wcześniej nie miała odwagi. Kiedy skacze ze spadochronem, poznaje niezwykle inteligentnego i przystojne go Jake’a. Jednak obiecała sobie, że już z nikim się nie zwiąże, bo dzięki temu uniknie rozczarowań.”

[Maybe Not] „Co się stanie, kiedy charyzmatyczny i zabawny Warren zamieszka z zimną i wredną Bridgette? Może uda mu się ją przekonać, że warto czasem zdjąć pancerz i otworzyć się na miłość? A może nie...” (Źródło: Wydawnictwo Otwarte)



„Jedyna różnica między zakochiwaniem się, a kochaniem jest taka, że twoje serce już wie, co czujesz, ale twój umysł jest zbyt uparty, by to przyznać.”



Opinia:  Czy kogoś zdziwi, gdy powiem, że uwielbiam „Maybe Someday”? Przede wszystkim za jej oryginalność i połączenie romansu z muzyką. Z dużymi oczekiwaniami wzięłam się za czytanie kontynuacji. Jednak może zacznijmy od początku, czyli dość krótkiego opowiadania pod tytułem „Maybe Not”, który w mojej ocenie mógłby wcale nie powstać, bo naprawdę mało wnosi on do całej historii. Chyba że lubicie przez 90% objętości opowiadania czytać o seksie i dość specyficznej relacji pomiędzy Warrenem i Bridgette.

A „Maybe Now”? No cóż, pisząc to całkowicie na chłodno- zawiodłam się. Jedynymi zaletami tej książki jest fakt, że ponownie wracamy do losów lubianych przez nas bohaterów (a może już nie?) i muzycznych nawiązań. Czuję tutaj zmarnowany potencjał, brak pomysłu i po prostu zmęczenie. Autorka całkowicie poległa w kreacji bohaterów. Ba! Mam wrażenie, że w tym tomie to całkowicie inne osoby, całkowicie spłycone, bez bardziej uzasadnionych motywacji, które dodatkowo nieziemsko mnie irytowały swoim zachowaniem. Zabrakło tu też wyraźnej fabuły, bo prócz ciągłych „słodko-pierdzących” wybuchów zazdrości między Sydney i Ridgem oraz pokazania historii Maggie i Jake’a, to nie było tutaj żadnego konkretnego pomysłu. Fajnie, że autorka chciała przedstawić czytelnikom dalsze losy bohaterów, ale niestety nie wyszło jej to kompletnie. Czuję frustrację i przede wszystkim duży smutek, bo czuję, że przez ten tom na „Maybe someday” będę patrzała teraz całkiem inaczej. Gdyby można było cofnąć się w czasie, to naprawdę nie przeczytałabym tego.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz