23 marca 2020

127. Diane Setterfield „Była sobie rzeka”

127. Diane Setterfield „Była sobie rzeka”
Jeśli początki gdzieś istnieją, to ukrywają się w niedostępnych ciemnym miejscu. Lepiej badać, dokąd zmierza, niż skąd pochodzi...


Autor: Diane Setterfield 
Tytuł: „Była sobie rzeka”
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 474
Data wydania: 11.03.2020 r
Moja ocena: 7/10


Opis:W ciemną noc w środku zimy w starej gospodzie nad Tamizą ma miejsce niezwykłe wydarzenie. Stali bywalcy właśnie zabijają czas opowieściami, kiedy w drzwiach pojawia się ciężko ranny nieznajomy. W ramionach trzyma martwą dziewczynkę. Kiedy godzinę później dziecko zaczyna oddychać, nikt nie może w to uwierzyć. Cud? Czy magiczna sztuczka? Może nauka będzie w stanie to rozstrzygnąć? Mieszkańcy nabrzeży prześcigają się w pomysłach, by rozwiązać zagadkę dziewczynki, która umarła, a potem ożyła. Mijają jednak dni, a tajemnica wydaje się coraz bardziej nieprzenikniona. Dziewczynka okazuje się niema i nie może odpowiedzieć na pytania: kim jest, skąd pochodzi i co stało się z jej bliskimi. W tej sprawie pojawia się coraz więcej pytań i wątpliwości. Tymczasem trzy rodziny wyrażają chęć, by wziąć dziecko pod opiekę. Zamożna młoda matka wierzy, że dziewczynka jest jej córką, która zaginęła dwa lata wcześniej. Rodzina farmerów, która wciąż przeżywa sekretny romans syna, szykuje się na przyjęcie wnuczki. Skromna i skryta gospodyni proboszcza widzi w małej niemowie swoją młodszą siostrę. Każda z tych osób ma własną opowieść, której granice między rzeczywistością a fantazją są ulotne i rozlewają się czasami jak niekontrolowane wody rzeki.(Źródło: Wydawnictwo Albatros) 


„Zwłoki zawsze opowiadają jakąś historię życia i śmierci (...)”


„Niektóre rzeczy wydają się niepojęte nocą, a stają się jasne, kiedy wzejdzie słońce.”

Opinia: „Była sobie rzeka” to jedna z tych książek, która od razu kradnie serca okładkowych srok. Przepiękne, dopracowane wydanie jest niezwykle finezyjne i baśniowe jak sama treść tej książki. Moje początki z tą książką były trudne, jednak z każdą kolejną przeczytaną stroną coraz bardziej ulegałam wyjątkowemu klimatowi, aż w końcu dałam się pochłonąć tej powieści. I tak początkowa dezorientacja została zastąpiona zaintrygowaniem, a baśniowy klimat totalnie mnie zauroczył. 

Jest to powieść bardzo specyficzna, nietuzinkowa i przez to nie trafi we wszystkie gusta. Diane Setterfield używa bardzo poetyckiego języka, pełnego metafor, epitetów i wszelkich porównań, którym powoli snuje swoją opowieść. Wydarzenia dzieją się niepospiesznie, bohaterowie często odbiegają od głównych wydarzeń i snują dodatkowe opowieści, często bardzo baśniowe i niezwykłe. Moim zdaniem nie ma tu bohaterów głównych i bohaterów pobocznych. Przedstawione są tutaj losy małej, zgranej społeczności, a każda występująca postać ma swój czas i miejsce, dzięki czemu poznajemy kilka niezwykłych historii. Jednak przez to, że książka jest tak bardzo wielowątkowa, to ciężko mi było zżyć się z jakąkolwiek postacią. Dodatkowo w jej odbiorze przeszkadzał mi fakt, że dla autorki coś jest „albo białe, albo czarne” i te przekonania autorka wplotła w fabułę i kreacje bohaterów. Spoiwem łączącym wszystkie historie jest tutaj rzeka, woda i jej niesamowity klimat, a także związane z nią indywidualne opowieści dotyczące przede wszystkim rodzicielstwa, osobistych tragedii oraz przyjaźni.

Jeżeli lubicie poetycki język, niepośpieszną akcję i nieoczywistą fabułę to „Była sobie rzeka” będzie książką, którą pokochacie od pierwszej strony. Polecam!







Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros!

20 marca 2020

126. Anna Bartłomiejczyk, Marta Gajewska „Ostatnia godzina”

126. Anna Bartłomiejczyk, Marta Gajewska „Ostatnia godzina”
„Świat, który znał, pełen był kontrastów i niesprawiedliwości. Nikt nie był równy, mało kto dostawał to, na co zasłużył.”


Autor: Anna Bartłomiejczyk, Marta Gajewska
Tytuł: „Ostatnia godzina”
Wydawnictwo: WasPos
Liczba stron: 654
Data wydania: 12.03.2020 r
Moja ocena: 6/10

Opis: Wezuwiusz powoli budzi się ze snu i zaczyna kasłać gorącym pyłem, zapowiadając potężną erupcję. W Australii dochodzi do zdumiewających i niebezpiecznych zmian klimatycznych. Nad Amsterdamem zbierają się czarne chmury – straszliwa burza zdaje się zwiastować nieuchronny koniec świata. W jej trakcie spotykają się dwie nietypowe osobowości. Mercy to poukładana lekarka i wrażliwa idealistka, Alex jest niepokornym pragmatykiem, za którym ciągnie się brzydki cień skomplikowanej przeszłości. Oboje woleliby wierzyć, że wpadli na siebie przez czysty przypadek, niestety dość szybko orientują się, że ich losy splotła ze sobą potężna siła, której natury i całkowitej skali nie znają i nie rozumieją. Wiedzą jednak, że stali się ścisłymi częściami niezwykłego i fatalnego procesu, w którym żywioły szaleją, a kula ziemska zmienia się nie do poznania i nie wiadomo, czy przetrwa, czy przepadnie na zawsze… Historia świata pisze się dosłownie na oczach Alexa i Mercy – tu i teraz, w bieżącej chwili. Nadciąga moment ostatecznej próby – wszystko wskazuje na to, że wybór pomiędzy potępieniem a zbawieniem leży właśnie w rękach Mercy i Alexa, a stawką w tej groźnej rozgrywce są ich własne dusze. Ryzyko jest olbrzymie, a zwycięstwo obłąkańczo niepewne. Wrogowie nie śpią, zdrowy racjonalizm nie wystarczy, czas ucieka i każda godzina może być tą ostatnią…(Źródło: Wydawnictwo WasPos)

„-Boisz się?
-Czego?
-Śmierci. (...)
-A ty? (...)
-Chyba już nie- zaczął ostrożnie.- Łatwiej mi myśleć o śmierci, wiedząc, że spotka ona nie tylko mnie. Nie zostawię nikogo samego, nie będzie niedokończonych spraw. Wszyscy odejdziemy.”


Opinia: „Ostatnia godzina” nie jest książką, której bym szczególnie wyczekiwała, jednak jest tą, która mnie tak po prostu „po ludzku” najbardziej zaintrygowała. Byłam bardzo ciekawa, zwłaszcza że to debiut Bestselerek, które większość osób zna i kojarzy. Pisząc te kilka słów, całą sympatię do dziewczyn odrzuciłam na bok, bo chce być jak najbardziej szczera ze swoimi uczuciami. Poczekałam też kilka dni, żeby podejść do tego całkowicie na chłodno. A więc, czy „Ostatnia godzina” spełniła moje oczekiwania? W ogólnym rozrachunku tak, ale nie obeszło się bez małych, ale...

Uważam, że „Ostatnia godzina” to naprawdę dobrze skonstruowane urban fantasy, nawiązujące do religii i końca świata. Pomysł na fabułę oraz wnikliwość, jaką wykazały się dziewczyny przy jej tworzeniu, zasługują na dużą pochwałę. Styl, kreacja bohaterów oraz konstrukcja powieści nigdy nie zdradziłaby, że to debiutancka powieść dziewczyn. Mimo tego, że książka ma swoje gabaryty, to czyta się ją naprawdę lekko. Niestety nie jest do końca tak kolorowo. Mam kilka zastrzeżeń, które rzutowały na odbiór całej powieści. Pierwszym zarzutem jest zbyt duża ilość opisów, postaci i dialogów, które często nic nowego nie wnosiły w fabułę, ani nie popychały jej na przód. W drugiej części czułam po prostu momentami znużenie. Myślę, że zamiast tego można by było się pokusić o więcej opisów, chociażby Amsterdamu, których ilość jest naprawdę skąpa, a to najważniejsze miejsce w całej książce. Dalej wątek z agencją TESSY, który również w moim odczuciu nic nie wniósł, dlatego nie wiem, dlaczego w ogóle się tam pojawił i był na siłę wplatany w niektóre sceny. Następnie mamy niewykorzystany potencjał postaci aniołów? Chyba tak mogę napisać :). Chciałoby się ich dużo więcej i myślę, że książka by na tym tylko zyskała. Zwłaszcza że to jednak miała być fantastyka, a nie powieść obyczajowa. Autorki dość szczegółowo wgłębiły się w życie bohaterów, jednak ja mimo tego nie zżyłam się z nimi, a dodatkowo nie czułam tej zażyłości między głównymi bohaterami. Ich relacja była nijaka i dość specyficzna. A zakończenie? Nie tego oczekiwałam, nie tego się spodziewałam.

Jednak mimo wszystko nie uważam, że „Ostatnia godzina” jest książką złą, bo na pewno nie jest. Wymagałaby jedynie dopracowania i skupienia się trochę na innych aspektach. Doceniam starania dziewczyn, zwłaszcza ich poświęcony czas w wysyłkę autorską i wierzę, że z każdą napisaną powieścią będzie tylko lepiej! :) 





10 marca 2020

125. Sarah Knight „Jak uspokoić swoje myśli”

125. Sarah Knight „Jak uspokoić swoje myśli”

Autor: Sarah Knight
Tytuł: Jak uspokoić swoje myśli
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 304
Data wydania: 11.03.2020 r
Moja ocena: 5/10 

Opis: Czy zdarza Wam się martwić rzeczami, które jeszcze nie nastąpiły? Albo takimi, które nie tylko jeszcze się nie wydarzyły, ale zapewne nigdy się nie wydarzą? Mózg podsuwa nam milion różnych scenariuszy, z których każdy następny jest coraz bardziej niepokojący. Zaczynamy się stresować i coraz trudniej nam zatrzymać gonitwę myśli. Autorka bestsellerowej i uznanej serii poradników, „antyguru” Sarah Knight uczy nas rozwiązywać problemy, zamiast pogarszać sytuację. Dostarcza wskazówek, sztuczek i technik, które pomogą zapanować nad stresem oraz przejść do likwidowania przyczyn, które go wywołały.(Źródło: Wydawnictwo Muza)


Opinia: Mam mocno mieszane uczucia po przeczytaniu tej książki. Zwykle nie czytam poradników, ale ten bardzo mnie zainteresował i wydawał się wręcz stworzony dla mnie- osoby, której drugie imię to stres. Polski tytuł nie oddaje tego, jakiego pokroju poradnika możemy się spodziewać. Oryginalny tytuł to „Calm the F*ck Down” i to idealne obrazuje, czego możemy oczekiwać. Te osoby, które miały już styczność z innymi książkami autorki pewnie wiedzą czego się spodziewać (chociaż nie daję gwarancji, bo nie miałam okazji ich przeczytać, jednak tytuły właśnie to sugerują). Dla mnie było to pierwsze spotkanie i byłam negatywnie zaskoczona, bo taki nonszalancki, sarkastyczny styl S.Knight oraz olewackie podejście do problemu po prostu mi nie odpowiada. Chociaż taki „luźna” kreacja treści ma też swoje zalety- jest łatwa w odbiorze i bawi. Jednak nie o to tu chyba chodzi?

Po drugie odnoszę również wrażenie, że książka została napisana dla żartu i pieniędzy... Bo tak naprawdę rady i sposoby na radzenie sobie ze stresem są jakimś żartem z czytelnika, często osobą, która ma realny problem i oczekuje znaleźć konkretne wskazówki w tego typu książce. Mimo zapewnień samej autorki, że doskonale rozumie ten problem, bo sama się stresowała, to ja jej nie wierzę. Osoba, która miała styczność z takim problemem, nie będzie dawała rad pokroju- uspokój się, usiądź i zacznij oddychać, czy też prześpij się jutro, a rozwiążesz ten problem. To nie tak działa! Czy autorka myśli, że nikt zmagających się z chronicznym stresem, tych sposobów nie próbował? Dodatkowo autorka wszystkie problemy wrzuca do jednego worka - rozwodzisz się? nie możesz zajść w ciążę? drukarka Ci nie działa? upiłeś się? zabrakło masła? Spoko, wyluzuj. Spodziewałam się, po tej książce po prostu czegoś innego- bardziej odkrywczego i faktycznie przydatnego.

Po trzecie książka „Jak uspokoić swoje myśli” jest mocno upolityczniona. Autorka między wierszami głośno wyraża swoje poglądy polityczne. Moim zdaniem książka kreująca się na poradnik nie jest odpowiednim miejscem na takie głosy. Jednak, żeby nie było, że książka ma tylko wady. Bo chociaż jednak w moim odczuciu one przeważają, to widzę fajne zabiegi. Tak jak pisałam na początku luźna kreacja- nie mamy tutaj suchego nudnego tekstu, są też ryciny, pytania skłaniające do przemyśleń i ciekawostki- to wszystko sprawia, że książka jest przyjemniejsza w obiorze, mimo postawy autorki do problemu. 

Czy polecam tę pozycję? Osobom, które szukają rozwiązania swoich problemów- nie. Osobom, które szukają czystej rozrywki i prostej formy, być może się spodoba.














Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Muza! 


6 marca 2020

124. PRZEDPREMIEROWO Colleen Hoover „Gdyby nie Ty”

124. PRZEDPREMIEROWO Colleen Hoover „Gdyby nie Ty”
„Nie rozumiem, jak mając ciało pełne tego wszystkiego, czego pełne są ciała-kości, mięśni, krwi, organów-mogę czasami czuć w piersi taką dziurę, że gdyby ktoś krzyknął mi w usta, to jego głos odbiłby się echem w moim wnętrzu.”



Autor: Colleen Hoover
Tytuł: „Gdyby nie Ty”
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 401
Data wydania: 11.03.2020 r
Moja ocena: 8/10 

Opis:Gdyby nie ona, moje życie wyglądałoby inaczej. Gdyby nie on, nie dałabym sobie rady. Gdyby nie ty… Gdyby nie córka, przyszłość Morgan wyglądałaby inaczej. Nie planowała ciąży w młodym wieku i szybkiego ślubu. Teraz jest zdeterminowana, żeby uchronić Clarę przed błędami, które sama popełniła.

Gdyby nie matka, Clara mogłaby iść do przodu. Według niej Morgan staje się coraz bardziej zgorzkniała i zupełnie brak jej spontaniczności. Clara nie chce być taka jak ona. Gdy tragiczny wypadek dotyka ich rodzinę, życie kobiet wywraca się do góry nogami. Morgan znajduje wsparcie u ostatniego mężczyzny, po którym by się tego spodziewała. Clara zwraca się do chłopaka, z którym nie mogła się kontaktować. Dla jednej i drugiej to relacje okupione dylematami i trudnymi decyzjami. Czy zakazane uczucia zdołają przetrwać? (Źródło: Wydawnictwo Otwarte)


„Tuż po tragicznym wydarzeniu masz wrażenie, że spadłaś w przepaść. Ale kiedy zaczynasz się przyzwyczajać, zdajesz sobie sprawę, że to nieprawda. Jesteś tylko na wiecznym rollercoasterze, który właśnie dojechał do samego dołu. Teraz będzie jechał w górę i w dół, i do góry nogami przez długi czas. Może nawet już na zawsze.”

Opinia: Kto jest tu ze mną trochę dłużej, ten wie, że uwielbiam książki Colleen Hoover. Chociaż „Maybe nowMaybe not.” zostawiła po sobie mały niesmak, to jednak zawsze ochoczo sięgam po jej nowe powieści. Lubię je przede wszystkim za lekkość, z którą autorka porusza się po ciężkich i codziennych tematach, a także autentyczność. W tym przypadku było tak samo w „Gdyby nie Ty” autorka wykreowała realistycznych bohaterów, którzy muszą zmagać się z trudem wychowania dzieci, codziennymi troskami oraz stratą najbliższych i żałobą.

W tej książce będziecie mieli okazję poznać historię z dwóch perspektyw- matki, czyli Morgan oraz jej córki- Clary. Bardzo lubię ten rodzaj narracji. Uważam, że dzięki niemu mamy szeroki obraz na całą fabułę i uczucia wewnętrzne bohaterów, a co za tym idzie łatwiej nam zrozumieć pewne zachowania i motywacje. Jednak to nie tylko historia o więzach rodzica z dzieckiem, znajdziemy tutaj także relacje poboczne bohaterek i związane z tym ciężkie wybory, chaos, pierwsze uniesienia i tajemnice. 

Co do bohaterek, to Morgan jako postać bardziej skradła moje serce. Jej wybory były logiczne i dojrzałe, a przez Clarę według mnie przemawiał bunt i czysta złośliwość- choć jej zachowanie jest w pełni zrozumiałe, tak mimo to bardzo mnie irytowała. Obydwóm jednak zabrakło umiejętności rozmawiania ze sobą i ten problem autorka ukazała. Rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa. Komunikacja wiele ułatwia i jest najważniejsza w utrzymaniu zdrowej relacji. Niby tak proste, a jednak.

W „Gdyby nie Ty” Colleen Hoover w zgrabny sposób przedstawiła tę problemową relację między matką a córką oraz mniej lub bardziej udane próby dogadania się i zrozumienia siebie nawzajem. Nie jest to książka należąca do „łatwych”, wręcz przeciwnie nasycona jest bólem, wyborami i smutkiem. Autorka idealnie ubrała to wszystko w słowa, tworząc prawdziwą i wartą przeczytania historię. Nie zabraknie Wam tutaj emocji i autentyczności, bo ta książka to wszystko ma. Szczerze polecam, zwolenniczki twórczości autorki oraz osoby, które lubią literaturę obyczajową z elementami romansu, na pewno będą zadowolone!
















Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Otwartemu!



2 marca 2020

123. Jolanta Maria Kaleta „Wojna i miłość. Wiktor i Hanka.”

123. Jolanta Maria Kaleta „Wojna i miłość. Wiktor i Hanka.”



Autor: Jolanta Maria Kaleta 
Tytuł: „Wojna i miłość. Wiktor i Hanka.” 
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 680
Data wydania: 26.02.2020 r
Moja ocena: 8/10


Opis: Na fali odwilży po śmierci Stalina Andrzej Kaledin wychodzi z więzienia. Wraca do pracy w klinice. Po kilku latach dostają z Haliną mieszkanie, na świat przychodzi Szymon, a starszy syn Wiktor rozpoczyna studia na politechnice. Któregoś dnia w drodze na trening judo Wiktor poznaje Hankę, studentkę historii sztuki, dziewczynę o czarnych włosach i oczach ciemnych jak noc. Oboje wpadają w wir młodzieńczej miłości podbijanej rytmem skandowanych haseł o wolność słowa i demokratyczne prawo. Kiedy w marcu ’68 Hanka i Wiktor wychodzą na wrocławskie ulice pełni wiary, że siłą protestu są w stanie zmienić istniejącą rzeczywistość, na własnej skórze przekonują się, jak bardzo byli naiwni. Ucierpi również ich świeża miłość…(Źródło: Wydawnictwo Otwarte) 



Opinia: Nie mogłam doczekać się tej premiery. Sięgając po pierwszy tom tego cyklu, nie sądziłam, że tak bardzo zżyję się z bohaterami tej sagi rodzinnej. Od Katarzyny i Igora, których miłość nie była łatwa, a los ich okrutnie potraktował, po rodziców tytułowego Wiktora-Andrzeja i Halinę, którym przyszło zmierzyć się z brutalnością i smutną rzeczywistością II wojny światowej. Uważam, że warto sięgnąć po trzecią część, gdy ma się za sobą dwa pozostałe tomy. Mimo tego, że autorka wprowadza czytelnika w tło fabuły, czyli czasy komunizmu, to jednak wątki bohaterów zazębiają się z przeszłością pozostałych postaci.

Ten tom różni się trochę od poprzednich. Nie ma w nim już tylu okrutnych zdarzeń, które towarzyszą działaniom wojennym. Nie ma tylu krwawych opisów bitew, ofiar. Finale cyklu autorka obrazuje nam zmagania bohaterów w czasach komunizmu. Czasie pełnym niesprawiedliwości, biedy i głodu. Czasie walki o wolność słowa, demokrację i szczerość. Ten tom pokazuje nam, jak przewrotne jest życie, jak mało potrzeba by popełnić błąd, ale także pokazuje, że prawda zawsze wychodzi na wierzch i że zawsze warto mieć nadzieję. 

Zakończenie historii Wiktora i Hanki jest według mnie dość otwarte, więc kto wie, może autorka jeszcze nas czymś zaskoczy? Ja z chęcią będę sięgała po kolejne powieści Pani Joanny, której nie można zarzucić braku wiedzy historycznej i pasji. Dodatkowo widzę duży progres, jeżeli chodzi o styl autorki, która posiada niesamowity talent do pisania tego typu historii- sag rodzinnych, powieści historycznych. Lekkość prowadzenia narracji, nieprzesadzone opisy sprawiają, że książki te czyta się niesamowicie szybko mimo ich grubości. W porównaniu do pierwszego tomu nie znajdziemy tutaj błędów i zabiegów, które tak bardzo mnie irytowały. Sięgając po ten cykl, niewątpliwie zżyjecie się z bohaterami, zostaną poruszone wasze serca, a każda kolejna historia dostarczy wam mnóstwa miłosnych uniesień i wachlarza emocji.










Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Otwartemu!

1 marca 2020

122. Julianna Miner „Smartfonowe dzieciaki. Dla rodziców, których dzieci wychowują się w świecie smartfonów.”

122. Julianna Miner „Smartfonowe dzieciaki. Dla rodziców, których dzieci wychowują się w świecie smartfonów.”

Autor: Julianna Miner
Tytuł: Smartfonowe dzieciaki. Dla rodziców, których
dzieci wychowują się w świecie smartfonów.
Wydawnictwo: Bez Fikcji 
Liczba stron: 314 
Data wydania: 21.02.2020 r 
Moja ocena: 7/10

Opis: Jak wychowywać dziecko we współczesnym świecie, kiedy już kilkulatkowie mają dostęp do smartfonów? Jak chronić swoje dziecko przed tym, co znajduje się w sieci i jednocześnie skorzystać z możliwości, jakie oferuje wirtualny świat? Do świata smartfonów wkraczają coraz młodsze dzieci i to w okresie największych zmian rozwojowych. Popełnianie błędów to naturalny i potrzebny element dorastania. Jak rodzice mogą pomóc swoim dzieciom i wesprzeć je, kiedy social media mają zdolność potęgowania tych błędów i ich konsekwencji? Zamiast martwić się i wyobrażać sobie najgorsze scenariusze, dzięki tej książce rodzice otrzymują szerszy kontekst tego, czym dla dzieci jest wirtualny świat.(Źródło: Wydawnictwo Bez Fikcji)


Opinia: Bardzo rzadko sięgam po wszelkiego rodzaju poradniki. Jednak temat szeroko rozumianej technologii internetowej niezwykle mnie zaciekawił, ponieważ w dzisiejszych czasach dotyczy on każdego z nas. W tej pozycji Julianna Miner w przystępny sposób dla czytelnika opisuje trudności, z jakimi mogą się spotkać współcześni rodzice. Choć początkowo czułam się, jakbym czytała pracę dyplomową, to jednak z każdą stroną było coraz lepiej i przywykłam do stylu, w jakim autorka obrazuje ten temat. Każdy rozdział tego poradnika poświęcony jest innemu zagrożeniu, z którym możemy się spotkać, gdy korzystamy z internetu. Poruszane są w nim problemy kontaktów społecznych, uzależnień, aż po hejt, manipulację i niszczenie czyjegoś poczucia wartości. Autorka podeszła do każdego problemu bardzo rzeczowo, racząc czytelnika statystykami, wskazówkami oraz historiami młodych ludzi, którzy zetknęli się z jakimś zagrożeniem płynącym z postępu współczesnego świata. Chociaż nie znajdziemy tutaj gotowej recepty na poruszane problemy, to Julianna Miner skupia w jednej pozycji rady i wskazówki, które mogą doprowadzić nas do celu, którym jest bezpieczne korzystanie z nowoczesnej technologi. Czego przede wszystkim dowiemy się, czytając tę pozycję? Tego, jak ważny jest kompromis, zrozumienie i rozsądek w zetknięciu z postępem technologicznym.






Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Bez Fikcji!