23 marca 2020

127. Diane Setterfield „Była sobie rzeka”

Jeśli początki gdzieś istnieją, to ukrywają się w niedostępnych ciemnym miejscu. Lepiej badać, dokąd zmierza, niż skąd pochodzi...


Autor: Diane Setterfield 
Tytuł: „Była sobie rzeka”
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 474
Data wydania: 11.03.2020 r
Moja ocena: 7/10


Opis:W ciemną noc w środku zimy w starej gospodzie nad Tamizą ma miejsce niezwykłe wydarzenie. Stali bywalcy właśnie zabijają czas opowieściami, kiedy w drzwiach pojawia się ciężko ranny nieznajomy. W ramionach trzyma martwą dziewczynkę. Kiedy godzinę później dziecko zaczyna oddychać, nikt nie może w to uwierzyć. Cud? Czy magiczna sztuczka? Może nauka będzie w stanie to rozstrzygnąć? Mieszkańcy nabrzeży prześcigają się w pomysłach, by rozwiązać zagadkę dziewczynki, która umarła, a potem ożyła. Mijają jednak dni, a tajemnica wydaje się coraz bardziej nieprzenikniona. Dziewczynka okazuje się niema i nie może odpowiedzieć na pytania: kim jest, skąd pochodzi i co stało się z jej bliskimi. W tej sprawie pojawia się coraz więcej pytań i wątpliwości. Tymczasem trzy rodziny wyrażają chęć, by wziąć dziecko pod opiekę. Zamożna młoda matka wierzy, że dziewczynka jest jej córką, która zaginęła dwa lata wcześniej. Rodzina farmerów, która wciąż przeżywa sekretny romans syna, szykuje się na przyjęcie wnuczki. Skromna i skryta gospodyni proboszcza widzi w małej niemowie swoją młodszą siostrę. Każda z tych osób ma własną opowieść, której granice między rzeczywistością a fantazją są ulotne i rozlewają się czasami jak niekontrolowane wody rzeki.(Źródło: Wydawnictwo Albatros) 


„Zwłoki zawsze opowiadają jakąś historię życia i śmierci (...)”


„Niektóre rzeczy wydają się niepojęte nocą, a stają się jasne, kiedy wzejdzie słońce.”

Opinia: „Była sobie rzeka” to jedna z tych książek, która od razu kradnie serca okładkowych srok. Przepiękne, dopracowane wydanie jest niezwykle finezyjne i baśniowe jak sama treść tej książki. Moje początki z tą książką były trudne, jednak z każdą kolejną przeczytaną stroną coraz bardziej ulegałam wyjątkowemu klimatowi, aż w końcu dałam się pochłonąć tej powieści. I tak początkowa dezorientacja została zastąpiona zaintrygowaniem, a baśniowy klimat totalnie mnie zauroczył. 

Jest to powieść bardzo specyficzna, nietuzinkowa i przez to nie trafi we wszystkie gusta. Diane Setterfield używa bardzo poetyckiego języka, pełnego metafor, epitetów i wszelkich porównań, którym powoli snuje swoją opowieść. Wydarzenia dzieją się niepospiesznie, bohaterowie często odbiegają od głównych wydarzeń i snują dodatkowe opowieści, często bardzo baśniowe i niezwykłe. Moim zdaniem nie ma tu bohaterów głównych i bohaterów pobocznych. Przedstawione są tutaj losy małej, zgranej społeczności, a każda występująca postać ma swój czas i miejsce, dzięki czemu poznajemy kilka niezwykłych historii. Jednak przez to, że książka jest tak bardzo wielowątkowa, to ciężko mi było zżyć się z jakąkolwiek postacią. Dodatkowo w jej odbiorze przeszkadzał mi fakt, że dla autorki coś jest „albo białe, albo czarne” i te przekonania autorka wplotła w fabułę i kreacje bohaterów. Spoiwem łączącym wszystkie historie jest tutaj rzeka, woda i jej niesamowity klimat, a także związane z nią indywidualne opowieści dotyczące przede wszystkim rodzicielstwa, osobistych tragedii oraz przyjaźni.

Jeżeli lubicie poetycki język, niepośpieszną akcję i nieoczywistą fabułę to „Była sobie rzeka” będzie książką, którą pokochacie od pierwszej strony. Polecam!







Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz